Hymn do Piękna
Czy jesteś, Piękno, z nieba czy też z piekła rodem?
W twym spojrzeniu anielskim i szatańskim płynie
Cnota mącona zbrodnią, przesyt truty głodem,
Możesz przejrzeć się w sobie jak pragnienie w winie.
W twych oczach jutrznie wstają, zapadają zorze,
Zapach świeżości ronisz jak po burzy kwiecie,
Przez filtr całunków z ust swych podobnych amforze
Sączysz słabość w herosa a zuchwałość w dziecię.
Idziesz po trupach drwiąc z ich daremnych żywotów.
Gnój nie jest twym diamentem najskromniej bajecznym,
Mord, ulubieniec twoich najdroższych klejnotów
Na brzuchu wzdętym pychą drga w transie tanecznym.
Czy jesteś blaskiem gwiazdy, czy prochem ciemności?
Jak wierny pies za tobą idzie przeznaczenie.
Rządzisz, za nic nie biorąc odpowiedzialności
I jak popadło siejesz radość i cierpienie. (…)1
Ch. Baudelaire, Kwiaty zła
Czarny pocałunek, czyli fantazja po długiej nieobecności. Litografie Władysława Winieckiego.
Mówiąc o litografii nie sposób nie przywołać idei kamienia – kamienna matryca to podstawa litograficznego uniwersum. I choć myślenie o kamieniu wywołuje skojarzenia: ciężki, wilgotny, obojętny, nieruchomy, głuchy, zimny jak kamień, kamienna twarz, kamienny sen, to paradoksalnie litografia nie ma nic wspólnego ze statycznością.
Kiedy myślę o twórczości Władysława Winieckiego, niejako automatycznie, przychodzą mi na myśl inne kolokacje: uprawiać litografię, odczuwać smutek i melancholię. I trochę na przekór chciałoby się choć na chwilę wyjść poza utarte schematy i zamienić kolejność – jeśli język jest systemem opartym na umowie określanej przez społeczną konwencję, dlaczego nie moglibyśmy powiedzieć: uprawiał smutek i melancholię, odczuwał litografię. Czy w pewien przewrotny sposób te określenia nie definiowałyby pełniej jego osoby?
Władysław Winiecki ukończył studia na Wydziale Malarstwa warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, ale dość szybko porzucił malarstwo na rzecz grafiki. Kolorowych litografii w jego twórczości jest niewiele. Większość prac graficznych została wykonana w technice ossa sepii, w której rysunek jest opracowywany negatywowo poprzez wydobywanie partii jasnych z plamy czerni. Po odejściu od malarstwa, to właśnie czerń i biel determinują działania twórcze tego artysty. Kierunek jego poszukiwań, pierwotność czerni w stosunku do światła, jest świadomym zabiegiem, wynikającym z usytuowania twórcy we współczesnym świecie i bezpośrednio wynika z przepełniającego go poczucia niepokoju i dysonansu. To w metamorfozach czasu przeszłego należy szukać kluczy teraźniejszości. Zatem Winiecki zapuszcza się w czerń nocy, świadomie wybierając drogę, której kres nigdy nie jest definitywnie określony, a sama podróż wydaje przysparzać mu tyleż cierpienia, co radości. Widać to zarówno wyborze tematyki, poetyki obrazowania, jak i w nieśpiesznie opracowywanej matrycy – perfekcyjnej linii, zróżnicowanej i bogatej materii. Niewątpliwie jest w tych peregrynacjach romantykiem z krwi i kości a także spadkobiercą surrealistów – oddaje się swoim fascynacjom pozostając w ciągłym wychyleniu i rozedrganiu, nieustannie oscylując pomiędzy światłem i ciemnością, pozwalając sobie na rozregulowanie zmysłów i pobudzenie wyobraźni. Cechuje go wyjątkowa wrażliwość, niezwykłe poczucie humoru, umiejętność dostrzegania niuansów niezależnie od zmiennego pola ostrości. Litografia w postaci, jaką uprawiał Władysław Winiecki, jest techniką czasochłonną, wymagającą precyzji, doskonałej znajomości warsztatu graficznego – a przede wszystkim pogodzenia z przymusową samotnością. Wykonanie rysunku, przeprowadzenie kolejnych etapów trawienia kamienia i przygotowania matrycy do druku – są to procesy rozłożone w określonym czasie i nie można ich w żaden sposób zredukować ani przyspieszyć.
Czas jest kategorią nadrzędną w litografii pozostając zarazem jej wrogiem i sprzymierzeńcem – zostaje wchłonięty w obraz podczas alchemii kształtowania matrycy. Zjawisko to jest charakterystyczne dla klasycznej grafiki warsztatowej, w odróżnieniu od technik druku cyfrowego, gdzie pojęcie czasu jest niejako nieobecne w procesie przygotowywania grafiki. Praca cyfrowa najczęściej nie posiada swoich fizycznych ram określanych poprzez ruch materii i zmiany zachodzące podczas opracowywania matrycy – zatem nie da się zweryfikować i określić przedziału czasowego, w jakim dane dzieło powstawało. Litografia jest techniką druku płaskiego, wszystkie zmiany odbywają się na powierzchni kamienia, ale też kamień musi zatrzymać w sobie znak przemian-rysunek, po to, by w procesie odbijania oddać to, co wcześniej narysował i czym go napiętnował artysta.
Jak pisze Francis Ponge o litografii w swoim szkicu o Braque’u, w technice tej nie chodzi o ranę, czy rozdarcie, ale o coś dużo głębszego, o coś, co sięga trzewi, systemu nerwowego, systemu obiegowego, serca.2 Uprawiać litografię to znaczy trawić w sobie chłód i nosić ciężar kamienia, kochać miłością trudną i wymagającą poświęcenia. Kamień litograficzny jest żywym tworem reagującym na dotknięcie, zagarnia wszystko w głąb siebie – jego czuła powierzchnia może zostać zatłuszczona nawet tą odrobiną tłuszczu jaka jest wydzielana poprzez pory naszej skóry. Reaguje na dotyk, przejmując ciepło ludzkiego ciała. Cały proces przygotowania matrycy i wykonania odbitki odbywa się na znacznie wyższym poziomie komplikacji, niż to, co skrótowo określa się mianem walki wody z tłuszczem.
„Kamienia litograficznego się nie żłobi. Kamień ów wchłania w siebie i zatrzymuje po wielokroć w pamięci to, co nałożymy na jego powierzchnię. Pod prasą zaś zwraca wszystko papierowi w swoistym, by tak rzec, pocałunku. (…) gest litografa jest dokładnie gestem rysownika lub malarza (i nie da się go nazwać inaczej jak pingere). Nie wnika on w żaden sposób w matrycę, i nie chodzi tu zresztą o matrycę, lecz o rodzaj twarzy (czoło, policzek, być może wargi) i zjawisko z gatunku naczyniowo-ruchowych. Czy to nie cudowne, że pierwszy rysunek, jaki wykonaliśmy na kamieniu, podobny jest do tego, jaki pozostawiliśmy na twarzy innej osoby za pomocą (uporczywego lub nawet nie) spojrzenia. Osoba ta zachowuje spojrzenie głęboko w pamięci, choć na powierzchni twarzy niczego prawie nie widać.”3
Świat litografii Winieckiego cechują nieustanne metamorfozy, jest on naznaczony piętnem przemijania, walki, a jednocześnie pełno w nim zmysłowości, biologizmu, erotyzmu. Spotkanie z pracami tego artysty to jak zaproszenie do gry, udział w spektaklu, którego jesteśmy zarazem widzem i uczestnikiem. Są tam dramaty i komedie, magiczne opowieści i bohaterowie wykraczający poza przypisane im ramy czasowe i obowiązujące konwencje. Świat ten wypełniają cudowność, strach, zgroza, tańce, żarty, sekrety i zabawy, często pobrzmiewa śmiech – lecz nie ma miejsca na łzy.
Przeważająca większość prac Winieckiego ma charakter szkatułkowy, wielowarstwowy – można je czytać niczym wielowątkową opowieść. Litografie te odsłaniają przed nami cudowne uniwersum zapełnione postaciami bogów, królów, herosów i przedziwnych form hybrydalnych, świadczących o zacieraniu granic pomiędzy tym, co ludzkie, arcyludzkie i zwierzęce.
Podążając tropem artysty możemy natknąć się na galerię prawdziwych osobliwości, figury majestatycznych monarchów, towarzyszących im błaznów, czy tajemniczych kobiet zastygłych w tanecznym pląsie. W świecie tym jest miejsce zarówno dla Króla Ziarna jak i Gnoma, do nas należy, czy zaufamy wyznaniom Błazna, czy Proroka, i kto wie co odkryjemy po drugiej stronie, ciekawie spoglądając przez dziurkę od klucza. Jak napisał Oscar Wilde: Wszelka sztuka jest zarazem powierzchnią i symbolem. Kto sięga pod powierzchnię, czyni to na własną odpowiedzialność.
Nie sposób zanurzyć się w galerię osobliwości Winieckiego i kontemplować zaludniające ją postacie chłodnym okiem badacza, lub traktować jako zbiór obiektów estetyzujących. Są to przedziwne wizje i twory nieprzeciętnej wyobraźni, wyrastające na styku dwóch światów – pierwszego – oswojonego, dość dobrze poznanego i zwymiarowanego, i tego drugiego – mrocznego, nie do końca zdefiniowanego, ulegającego nieustannym transgresjom. W świecie Winieckiego nic nie jest do końca tym, czym się nam wydaje. W tym przedziwnym uniwersum materia pulsuje rodząc w ekstazie i udręce formę, która przelewa się i faluje od napięcia. Czym jest litografia w wykonaniu Władysława Winieckiego? Czy jest przeczuciem? Uśmiechem szaleńca pląsającego w tanecznym korowodzie? Nocnym spacerem marzyciela cierpiącego na bezsenność i odczuwającego potrzebę śnienia? A może jest owocem mrocznej miłości, czarnym pocałunkiem wyciśniętym na naszym policzku, niczym fantazja po długiej nieobecności, kiedy nie pamiętamy już detalów twarzy bliskiej nam osoby ale przywołujemy jej postać z otchłani pamięci.
1 Ch. Baudelaire, Kwiaty zła, Wrocław 1977, przełożył Zbigniew Bieńkowski, s. 17 – 18
2 Zob. Francis Ponge, Braque litograf, w: Dwa teksty o Braque'u, przełożył Jan Maria Kłoczowski, Literatura na Świecie Nr 9-10/2006, s. 290
3 tamże, s. 289