Świat rozpięty między światłem i czernią.
tekst: Magdalena Boffito

Cielesność. Grzech.

Cudow­ność jest inna w każ­dej epoce”, pisał Breton, — mogą to być roman­tyczne ruiny lub nowoczesny manekin. W istocie chodzi o pew­nego rodzaju grę, prowokację, stworzenie innego nośnika naszych emocji. Powołując do życia nowy twór lub nawet sobo­wtóra, artysta przej­muje rolę demiurga. Własne ciało, tak nie­do­skonałe i tak nie­roz­poznane może być obiek­tem naszych badań. Jest w tym jakaś uzur­pacja a zarazem akt buntu i deklaracja poznania. Winiecki dokonuje dekon­struk­cji ciała, a prowadzona przez niego lek­cja anatomii prze­biega w spo­sób szczególny. Wyczuwa się zarazem fascynację i prze­rażenie. Artysta odsłania przed nami prze­dziwne zmutowane narośla, splątane mięśnie, jakieś węzły, grudki, skom­plikowaną tkankę – a wszystko tak, jakby prowadził operację na otwar­tym sercu. Ciało składa się z organów, z których każdy wydaje się żyć własnym życiem, co więcej w odrębny spo­sób żyje rów­nież tworząca je materia. Ciało pul­suje ale też jest nie­ustan­nie krępowane. Winiecki ukazuje nam postacie uwięzione, skrępowane, uwikłane w jakieś trybiki, klesz­cze, jakby zastygłe w nie­mym cier­pieniu. Ten wszech­obecny ból jest immanentny, nie pochodzi z zewnątrz, lecz stanowi nie­zbywalny skład­nik egzysten­cji. Z jed­nej strony mamy okazy fan­tastycz­nej fer­men­tacji materii, a z drugiej cier­pienie. Winiecki zdaje się mówić: cier­pimy, więc jesteśmy.

Ciało można porów­nać do zdania, które prosi się o roz­łożenie, by za pomocą nie­skoń­czonej ilo­ści anagramów doprowadzić do odkrycia jego praw­dziwych znaczeń”.10 „Zabój­stwo nie jest grzechem. Jest ono nie­raz koniecz­nym gwał­tem wobec opor­nych i skost­niałych form bytu, które prze­stały być zaj­mujące. W interesie ciekawego i waż­nego eks­perymentu może ono nawet stanowić zasługę. Tu jest punkt wyj­ścia dla nowej apologii sadyzmu.”11 Nie­wąt­pliwie Winiec­kiego fascynuje nie­skoń­czona ilość kom­binacji i ilość kon­figuracji, w których ciało odsłania swoje tajem­nice – składanie, roz­kładanie, zasłanianie, odsłanianie. Nie­kiedy uderza frenezja i ukryte okrucień­stwo. Na wpół żar­tobliwie wątek ten pojawia się w pracach: Por­tret Kanibala, Zdzieranie skóry.

Jesz­cze raz Winiecki powraca do tego motywu w pracy Matuzalem. Trudno dociec czy chodzi jedynie o biblij­nego Matuzalema, czy też może jest to nawiązanie do naj­star­szego współ­cześnie żyjącego drzewa na naszej ziemi — Methuselah. Pewne podobień­stwa formy skłaniają do uznania, że inspiracją pracy była zarówno postać biblijna, jak i jej odpowied­nik biologiczny w postaci okazu sosny z Gór Białych. W świecie, w którym wszystko wolno a słowa prze­stają być nośnikami znaczeń, pozostaje jedynie akt woli i usilne próby zbliżenia się do „poznania roz­szerzającego horyzonty doświad­czenia”.12

W swoich pracach Winiecki podej­muje te same kwestie, które nękały ludz­kość od stuleci, zadaje pytania o sens życia ludz­kiego i cier­pienia. Temat biologizmu, grzechu i cielesno­ści podej­muje powtór­nie w cyklu Kadr. Winiecki ukazuje panoramę ogól­nego kataklizmu nie­wąt­pliwie nawiązując do toposu Sądu Ostatecz­nego. Człowiek w tym zbiorowisku ciał, kłębowisku rąk, nóg jest anonimowy. Mamy więc silną, sugestywną wizję cier­pienia ludz­kiego, obraz przed­stawiający ludzi poskręcanych w paralitycz­nych skur­czach bólu. Nie ma w tym zbiorowisku ciał żad­nego podziału – lewa, prawa, góra dół – jest tylko chaos. Nie ma zatem kary i nagrody, jakby zawieszone zostało roz­różni nie pomiędzy dobrem i złem. Nie ma rów­nież podziału na sacrum i profanum. Winiecki odtwarza na grafice ślady per­foracji, pod­kreślając fakt, że obraz pochodzi z kliszy, a zatem został zarejestrowany w spo­sób automatyczny. Bóg jest nieobecny.

Pochodzimy z ciasnej ciemni. Gatunek ludzki nie­sie ciasną ciem­nię w sobie, dzięki niej się mnoży, o niej śni, ją maluje. Ludzie nie­ustan­nie wchodzili do mrocz­nych grot i spo­glądali na jaśniejące w blasku pochodni ruchome obrazy, wyłaniające się mimowol­nie z wapien­nych ekranów. Minęły tysiąc­lecia. Obrazy wyłaniają się teraz z ekranów w dziwacz­nych salach, budowanych w pod­ziemiach miast, w których ciem­ność nie pochodzi od bogów, lecz została wywołana sztucz­nie.”14 Ciekawe jest to, że przy stosun­kowo mocno akcen­towanej cielesno­ści tak mało jestu Winiec­kiego nago­ści, a sam biologizm jest naj­czę­ściej prze­fil­trowany przez pryzmat kul­tury. Zagad­nienie erotyki jest potrak­towane bar­dzo subtelnie.