Świat rozpięty między światłem i czernią
tekst: Magdalena Boffito

Świat roz­pięty między światłem i czernią

Nyks – córka Chaosu, kobieta o ciem­nych włosach, wydała na świat liczne potom­stwo, istoty diametral­nie różné od siebie pod każ­dym względem. Momos, syn Nocy, odziedziczył po swej matce skom­plikowaną i nieco mroczną osobowość, co zapewne nie ułatwiało mu stosun­ków z otoczeniem. Bóg ironii i szyder­stwa posiadał liczne rodzeń­stwo. Jego star­szy brat Moros został straż­nikiem losu i prze­znaczenia, Gerasowi powierzono czuwanie nad upływającym czasem, bliź­niacy Hyp­nos i Thanatos stali na straży snu i śmierci. Momos nie został obdarzony wyjąt­kową mocą, nie posiadał własnego miej­sca kultu, nie powierzono mu żad­nego szczegól­nie waż­nego zadania, więc siłą rzeczy został komen­tatorem i obser­watorem zjawisk i rzeczy. Cechowała go nad­mierna drobiazgowość i przy­wiązanie do detalu, co sprawiło, że stał się sym­bolem per­manent­nego braku satys­fak­cji i ukontentowania.

Być może więcej czasu prze­bywał w towarzystwie swoich sióstr, jak na przy­kład Apate – bogini zwod­niczo­ści, Eris – bogini nie­zgody, lub może Hybris, uosobienia arogan­cji i bez­czel­no­ści. z pew­no­ścią nie­wiele miał wspól­nego z Sofrozyne, patronką umiar­kowania i równowagi.

Momos, jako uważny obser­wator był zapewne świad­kiem wielu spo­rów, ale nie­wiele z nich było mu dane roz­strzygać. Nie był naj­lep­szym eks­per­tem w sprawach arbitrażowych. Sar­kastyczny bóg potrafił znaleźć wady nawet w Afrodycie, uważanej prze­cież za skoń­czony ideał pięk­no­ści i doskonało­ści. Jako jeden z nie­licz­nych odważył się krytykować samego Zeusa, zarzucając mu otwar­cie prze­moc i kierowanie się żądzą.

Tym ciekaw­szy jest fakt, że to on właśnie został wybrany do roz­sądzenia sporu na temat naj­do­skonal­szego aktu twór­czego. Według Ezopa w kon­kur­sie brali udział: Promete­usz, który stworzył człowieka, Atena, która stworzyła dom i Zeus — twórca byka. Momos wytknął nie­do­skonałość każ­demu z dzieł, co oczywi­ście nie zostało dobrze przyjęte i ostatecz­nie szyder­czy bóg, naraziw­szy się wielo­krotną krytyką boskich poczynań, został wygnany z Olimpu.

Nie bez znaczenia pozostaje fakt iż, według Momosa naj­więk­szym błędem Promete­usza było nie­stworzenie okna, przez które byłoby widać ludz­kie myśli. Jak­kol­wiek jego zarzuty nie były pozbawione słusz­no­ści, ostatecz­nie nie wiemy, czy powodowała nim chęć dążenia do doskonało­ści czy też niskie pobudki wynikające z zawoalowanej zawiści.

Ten wewnętrzny kon­flikt sprawia, że Momos jest bez wąt­pienia postacią wielowymiarową. Syn Nocy w sztuce klasycz­nej przed­stawiany był jako jako starzec trzymający w jed­nym ręku maskę, w drugiej zaś berło błazna. w opinii jed­nych utrwalił się jako bóg oszczer­stwa i krytyki, w oczach drugich pozostał mistrzem ironii i humoru.

Momos, zdetronizowany bóg, przy­pomina nam o ambiwalen­cji uczuć i nie­do­skonało­ści świata. Oraz o prawie do wyrażania subiek­tyw­nych ocen, za co nie­kiedy płaci się wysoką cenę.

A zatem, wracając do początku historii, pierw­sza była wieczna ciem­ność — Ereb i cie-​mna noc — Nyks. z dwoistej ciem­no­ści, związku Nocy i Ereba narodziły się: wieczne światło Eter i jasny dzień Hemera. Noc, córka Chaosu, zrodziła dzieci, które stały się zarówno ukojeniem jak i utrapieniem ludzkości.

Momos, syn Nocy, nie­ustan­nie dąży do odsłonięcia zasłony. Bóg ironii pozostaje w stanie z awieszenia pomiędzy wzniosło­ścią a śmiesz­no­ścią, nie­ustan­nie dręczy go poczucie nie­prze­zroczysto­ści, pragnie znaleźć formę, która nie fał­szuje tre­ści zdarzeń. Momos szuka i błądzi w ciemnościach.

Czerń jest pełna ukrytych znaczeń, które wystar­czy przy­wołać. Światło pojawia się jako wtórne. „Praw­dziwie obecne jest to, co nie­widzialne”.1

A litografia? Litografia jest czer­nią, ciemną miło­ścią, cier­pliwym oczekiwaniem. Kamień nie daje się oswoić. Nad­mier­nie roz­grzana powierzch­nia przyj­muje z czasem coraz więcej farby i powoduje powolną defor­mację formy, zanik niuan­sów. Kształty wydarte czerni powracają do strefy nocy – światło gaśnie.

Władysław Winiecki był samot­nikiem z wyboru, z całą świadomo­ścią wybrał zawód litografa.

Nie­przypad­kowo też wybrał metodę pracy, w której forma i znak są wydobywane poprzez odkrywanie par­tii jasnych z czar­nej matrycy.

Twór­czość Winiec­kiego nie pod­daje się łatwej kategoryzacji. Nie spo­sób określić jej charak­teru jed­nym przy­miot­nikiem: i ntrygująca, wielowar­stwowa, ironiczna, teatralna, nie­prze­widywalna? Roz­pięta biegunowo jak światło i czerń. Mroczne, nie­po­kojące wizje, jed­nocześnie pełné finezji i nie­wy­muszonej elegancji.

Działanie twór­cze w ujęciu tego artysty to stwarzanie, unoszenie się na fali swobod­nej inspiracji, podążanie za kaprysem. Gra z formą to roz­bijanie i ponowne łączenie, eks­cesy i prowokacje, wir­tuozeria i non­szalan­cja, cudowne spo­tkania i zdarzenia, tak nie­zwykłe jak „spo­tkanie parasola i maszyny do szycia na stole prosektoryjnym”.

Władysław Winiecki ukoń­czył Wydział Malar­stwa i choć początki jego kariery malar­skiej zapowiadały się świet­nie, artysta prze­szedł dość szybko na pozycje grafiki i przez więk­szość życia to czerń i biel deter­minowały jego działania twórcze.

Litografii kolorowych jest nie­wiele i stanowią zaled­wie kilka procent całego dorobku twór­czego. Kolor jakim operuje artysta w pierw­szych pracach jest sub­telny i delikat­nie prze­łamywany, arabeskowa i bogata linia przy­wodzi na myśl prace Pakul­skiego, pod którego kierun­kiem Winiecki studiował na Akademii. w kolej­nych latach kolor schodzi na dal­szy plan i ustępuje miej­sca czerni.

Oczywi­ście nie jest prawdą, że oko artysty prze­stało reagować na barwy, nie­mniej w jakiś spo­sób nastąpiło prze­miesz­czenie – i od tej pory to wizja, nie kolor prowadzi jego rękę i dyk­tuje warunki.